Uwaga!

sobota, 21 marca 2015

06. Płynne złoto

   Nos Woody'ego nie zmylił nas i po kilku minutach doszliśmy do wodospadu. Błękitna woda mieniła się w słońcu, racząc nas uspokajającym szumem. Uśmiechnięta podeszłam bliżej. Wyciągnęłam rękę by zatopić ją w wodzie. Odpryskała się od niej zmieniając kolor z błękitnej na złotą. Złota woda, złoty wodospad, a to ci dopiero!
   - To wodospad Birdiam. Kraina Stingardev uważa je za bogactwo. Potrafi uzdrawiać, a także dawać śmierć i zniszczenia - odezwał się Woody za moimi plecami. Powoli odwróciłam się do niego z ociąganiem, zdejmując wzrok z niesamowitej wody. 
   - Woda zmienia się w złoto. 
   - Wow, mądra jesteś dziewczyno. A już myślałem, że normalni ludzie są durni jak... ludzie - Woody działam mi na nerwy, a jego głupie komentarze uderzały w moją dumę. - Dokładnie jest to płynne złoto, lecz nie dla wszystkich - mrugnął do mnie. 
   Westchnęłam. Już za nim nie nadążałam. Najpierw mi mówił okropne rzeczy, a potem ni z gruszki, ni z pietruszki zmieniał się w miłego i prawiącego komplementy lisa. 
   - Trzeba znaleźć szczelinę w skalnej ścianie - mruknął. - Zaraz po niej jest siedlisko Harrietty. 
   Puściłam go przodem. Nie chciałam zastanawiać się nad słowem siedlisko, ponieważ w jego ustach zabrzmiało to dość niepokojąco. Polarny lis powęszył przez chwilę, p czym kiwnął na mnie nosem. Bez słowa poszłam za nim. Woody wprowadził mnie pod skałę, gdzie musiałam się czołgać. Mój towarzysz był w tym lepszy i kiedy się wygrzebałam, miałam całe kolana w błocie, a moja sukienka rozerwała się na przodzie. Odgarnęłam włosy z tworzy i spojrzałam gniewnie na Woody'ego. On natomiast był czyściutki jak łza. 
   - Będziesz mnie jeszcze ciągnąć po błocie, czy wymyślisz coś oryginalnego?
   Lis prychnął i podbiegł do małego jeziorka, który oddzielał drewnianą chatkę od nas. Obserwowałam drzwi, które otworzyły się na oścież, a na zewnątrz wyszła ubrana w beżową suknie postać. Kobieta uśmiechnęła się na nasz widok. Wokół jej oczu pojawiły się liczne zmarszczki, a wiatr rozwiał siwe włosy. Woody sprawnie i z gracją przeskoczył po kamieniach, wysuniętych z tafli wody i popędził prosto pod nogi kobiety. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i schyliła by podrapać go pod uchem. Mruczenie lisa słyszałam nawet z takiej odległości. 
Ostrożnie przeszłam przez jeziorko, chociaż nie tak efektownie i pięknie jak mój towarzysz. Kobieta podniosła na mnie wzrok i oblało mnie przyjemne ciepło, które rozeszło się po moim ciele. Jej radosne oczy mnie pocieszyły i przyciągnęły do siebie. 
   - Witaj Dylan. 
Jej głos był idealny. Jak na starszą panią miała miły i przyjemny ton głosu. Potrząsnęłam głową, wybudzając się z transu. Zmarszczyłam brwi. 
   - Skąd znasz moje imię? - spytałam, przyglądając się jej podejrzliwie. 
Jej uśmiech poszerzył jeszcze i jeszcze bardziej. 
   - Po prostu. 
Ughhh.
   Była tak samo irytująca i tajemnicza co Woody. Użyła klasycznego wymignięcia się od odpowiedzi. Powstrzymałam w ustach parsknięcie. 
   - Miło cię poznać, Harrietto - powiedziałam grzecznie. Nie chciałam by pomyślała, że nie mam manier. Zaprosiła nas do swojej chatki. Kolorowe amulety i zapach różnych ziół królował w środku. Woody rozsiadł się na krwistoczerwonym dywanie i pomachał radośnie ogonem. Harrietta wskazała mi krzesło bym usiadła. Zrobiłam to i jeszcze raz się rozglądnęłam. 
   - Całkiem tu... nastrojowo - wymamrotałam. 
   Cóż, to była prawda. Na środku stał kocioł, a do tego upiorne maski na ścianach sprawiły, że czułam się jakbym była w domu czarownicy. Harrietta jakby czytając mi w myślach, zaśmiała się i poklepała mnie po dłoni. Wydawała się sympatyczną, straszą kobietą, ale z własnego doświadczenia wiedziałam, że nie warto ufać miłym uśmiechom, ponieważ mogą się zmienić w ostre i niebezpieczne kły. 
   - A więc szukasz swojego ojca? - spytała spokojnie, rozsiadając się na swoim krześle. 
Uniosłam rozbawiona brwi. 
   - Tak i to pewnie też wiesz, tak po prostu. 
   - Hm, właściwie to tak - podrapała się po brodzie, udając zamyśloną. 
Woody w kącie parsknął i zakopał nos w futrze. Kobieta klasnęła w dłonie i przetarła nimi twarz. 
   - Dziecinko. mam pewien pomysł. Sama nie mogę cię zaprowadzić do twojego ojca, ale... - przerwała, patrząc na mnie wymownie. Wreszcie westchnęła i dokończyła - ... Kiernan myślę, że może ci pomóc. 
   Woody otworzył oczy i spojrzał gniewnie na Harriette. Jego nastawienie w mgnieniu oka zmieniło się. Prychnął i ociężale podniósł się. 
   - Myślisz, że mógłby nam pomóc. A raczej jej. Przecież jego jedyne hobby to przebywanie w burdelach i karczmach, upicie się do nieprzytomności i wszczynanie bójek na okrągło, tak dla zabawy. Takkk, na pewno będzie skoty nam pomóc. - jeszcze raz prychnął, trącając moją dłoń nosem. Moje kąciki ust podniosły się i delikatnie pogłaskały go po grzbiecie. 
   - Kiernan ma u mnie przysługę...
   - No to jeżeli mówisz, że on może nas zaprowadzić do mojego ojca, to jestem w stanie stawić temu pijakowi czoła i prosić o pomoc. 
Harrietta uśmiechnęła się wesoło i podeszła do regału. Kiedy sięgnęła po coś, powiedziała:
   - Kiernan to naprawdę fajny chłopak, nie zwracaj uwagi na opinię tego siwiejącego lisa. 
   - Ja nie siwieję! Jestem lisem polarnym! - wrzasnął zbulwersowany Woody. 
Zaśmiałam się i poklepałam go po pyszczku. Harrietta powróciła ze starą, poszarpaną i zżółkniętą mapą. 
   - Musisz mnie teraz uważnie posłuchać, bo nie będę drugi raz powtarzać - Harrietta zmieniła wyraz twarzy na poważny i zaczęłam powoli się bać jej zmian nastroju. Normalnie jak Woody!
Pokiwałam głową i słuchałam jak obwieszczała mi gdzie i kiedy można spotkać tego całego Kiernana

sobota, 17 stycznia 2015

05. Witaj w Krainie Stingardev!

   Poczułam nieprzyjemne szczypanie pod powiekami, więc zamrugałam. Przez chwilę obraz był niewyraźny, lecz potem mogłam rozglądnąć się, kiedy nabrał ostrości. Naprzeciwko mnie zobaczyłam wielką, na pewno sześciocentymetrową bramę. Spojrzałam na Woody'ego, który stanął obok mojej głowy. Leżałam na jesiennych liściach, które wplatały się w moje blond włosy.
   Poczułam, że wilgoć wtapia się w moją sukienkę, a po nogach przechodzi dreszcz z zimna. Przecież mieliśmy lato, a nie jesień. Co właściwie się stało?
   - Tam skąd pochodzisz jest lato, ale tutaj pory roku zmieniają się kiedy chcą. Zanim się obejrzysz, może spaść śnieg. - powiedział Woody, jakby czytając mi w myślach.
Podniosłam się na łokciach i strzepnęłam z siebie liście. Kilka boleśnie wyciągnęłam z włosów.
   Woody za to ze swoim śnieżno białym futrem, wyglądał wspaniale. On miał przynajmniej szczęście. 
   - Co to za brama? - spytałam wskazując ją brodą. 
   - Oddziela świat ludzi od świata magii - popędził pod stalową bramę, która uchyliła się kiedy podszedł. Poszłam za nim obserwując ją, jakby miała mi przytrzasnąć rękę albo zamknął się przed nosem. Moją uwagę przyciągnęły słowa wyryte na metalowej blasze, przyczepionej do jednej z krat budującej bramę.
   "Strzeż się świata magii niebezpiecznego, a zarazem przyciągającego. Strzeż się stworzeń i istot przerażająco pięknych, inaczej zguba czeka Cię."
   - A to! - mruknął Woody. - Nie przejmuj się tym. Nie jesteśmy znów tacy straszni. 
   Pokiwałam głową, przechodząc na drugą stronę bramy. Zerknęłam jeszcze raz na ostrzeżenie, po czym ruszyłam za lisem, który zdążył już dotrzeć do linii oddzielającej las od rozległych skał i wzgórz. 
   - No ruszaj się! - krzyknął. 
   - Idę! - odkrzyknęłam przewracając oczami. Zerknęłam za siebie odruchowo by zawołać Labay, lecz spostrzegłam, że nie ma jej. Szarpnęła za sierść Woddy'ego, przystanął sycząc na mnie i rzucając gniewne spojrzenie. Spojrzałam na dłoń, w której została masa białej sierści. Strzepnęłam ją i przeprosiłam. 
   - Gdzie Labay? - spytała, rozglądając się za nią jakby zaraz miała wyskoczyć zza krzaka. Lis stanął ponownie na tylnych łapach, zakładając ręce. Parsknął śmiechem. 
   - Myślisz, ze pozwoliłbym tej strachliwej konnicy przejść do mojego świata? Tylko tobie miałem pomóc. A ona byłaby tylko problemem. 
   - Ale jak wróci do domu?- spytałam, zaciskając mocno pięści, tylko po to by go nie uderzyć. Nie podobało mi się to jak wyrażał się o Labay. 
   - Jest mądrą klaczą. Płochliwą, ale mądrą. Poradzi sobie - burknął i ruszył w stronę skał przeskakują po nich. 
   - Gdzie jesteśmy? - spytałam przyglądają się latającym ptakom i falującym liściom. Nie, zaczekajcie... To nie były liście, tylko jakieś skrzydełkowate ludziki. Wróżki. Wyciągnęłam rękę, żeby jednej dotknąć, ale szybko uciekła. 
   - Witaj w Krainie Stingardev! - zawył Woody. - Podoba ci się?
   Pokiwałam głową.
   - Tak, jest pięknie. 
   - Ciekawe co powiesz, kiedy zobaczył więcej niż to. Na razie to mu jesteśmy na pustkowiu. Nie ma co podziwiać. 
   Chciałam zaprzeczy, ponieważ to co widziałam naprawdę mnie zdziwiło i zafascynowało. Ale jeżeli Woody mówił, że gdzieś indziej znajdowały się piękniejsze widoki, musiałam mu uwierzyć na słowo. Na razie musiałam napawać się skalistym krajobrazem. Staliśmy na wzgórzu. Na dole znajdował się strumyk. Żółte i pomarańczowe liście przykryły ziemię, a między nimi wystawały głazy, skały. Nie spodziewałam się takich widoków. Cieple słońce wyszło zza chmur i ogrzało moją skórę. 
   - Dobra, to teraz tylko trzeba dostać się do wyroczni Harrietty, która wskaże nam drogę. 
   Zmarszczyłam brwi. 
   - Myślałam, że wiesz gdzie jest mój tato. - pożaliłam się.
   - To nie do końca prawda. Mówiłem, że widziano go tu i tam, ale nie mówiłem, że ja go widziałem.   Do tego potrzeba będzie pomoc Harrietty. 
Przewróciłam oczami. Myślałam, że Woody wskaże mi dokładnie miejsce pobytu ojca. Dałam się nabrać. Ale dlaczego miałby przesiadywać w magicznym świecie?
   - To którędy do Harrietty? - spytałam rozglądając się za jakimś znakiem lub ścieżką. Kiedy nie otrzymałam odpowiedzi, spojrzałam w dół na Woody'ego.
Wzrok miał utkwiony na łapię, którą drążył dziurę w ziemi. Westchnęłam. 
   - Nie wiesz gdzie ona mieszka, prawda?- spytałam, zakładając ręce na piersi. 
   Woody jęknął przeciągle, a potem próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas. 
   - Nooo, nie.
   Przeklęłam pod nosem. 
   - Ale nic się nie bój. Potrafię wyczuć starą Harriettę. Gaj mi trochę czasu, a zaprowadzę cię wprost do jej drzwi. 
   Naburmuszona, przysiadłam na jednym z kamieni i wyczekująco spojrzałam na mojego lisiego towarzysza. 
   - Nie na to się pisałam.
   Przewrócił oczami. 
   - Złapię trop i możemy iść. Więc nie rozsiadaj się za bardzo. 
   I miał rację. Niestety. 
Nie minęło pięć minut, a radosny Woody w podskokach podbiegł do mnie. 
   - Ruchy, ruchy!
Wstałam i ruszyłam za nim w dół wzgórza. 
   - Nie łatwo było ją wyczuć, ponieważ często się przenosi, ale udało się. Jest niedaleko.
Pokiwałam głową i zerknęłam za siebie zauważając jakiś ruch. Ciemna ostać opierała się o konar drzewa i przyglądała się nam. Odwróciłam się do Woody'ego by mu o tym powiedzieć, ale postać w następnej sekundzie zniknęła. Pokręciłam głową, myśląc, ze to jakieś przewidzenie i dogoniłam lisa.