Mała dziewczynka siedziała na swoim łóżeczku i wsłuchiwała się w głos jej mamy, która nuciła przy jej uchu kołysankę. Obie pochylały się w prawo i w lewo, kiedy do pokoju wszedł postawny mężczyzna, który uśmiechnął się na widok dwóch bliskich mu osób. Blond włosa dziewczynka, pisnęła i rzuciła się w ramiona ojca. Ten ze śmiechem podniósł ją ponad głowę i podrzucił. Następnie przytulił ją do piersi i usiadł na łóżku koło żony.
- Nie chce zasnąć - pożaliła się kobieta i ziewnęła przeciągle.
Mężczyzna pochylił się i pocałował ją w usta, a dziewczynka w jego ramionach zachichotała radośnie. Oboje rodziców uśmiechnęło się do blond główki. Dziewczynka wyrwało się z uścisku ojca i położyła między rodzicami.
- Może mi uda się ją uśpić? - zasugerował mężczyzna.
Jego zona zwlekła się z łóżka i pocałowała córkę w czoło, po czym uśmiechnęła się do męża i wyszła.
Położył się koło dziewczynki i skończył śpiewać kołysankę. Po kilku wersach piosenki z uśmiechem na ustach zauważył, że jego córka zasnęła. Cicho wymknął się z pokoju, zgasił światło i przymknął drzwi. Lecz blond włosa dziewczynka obudziła się chwilę później, słysząc rozmowę rodziców z salonu.
- Jak to znowu musisz zniknąć? Nie możesz zostawić mnie i Dylan - głos matki stał się podenerwowany i załamywał się przy każdym słowie. Była na skraju rozpłakania się.
- To nie potrwa długo - zapewnił głos jej ojca. - Wrócę zanim się obejrzycie.
- Czy wiesz jak trudno jest odpowiadać na pytania naszej córki, kiedy co chwila pyta się gdzie jesteś? Ona nie jest głupia, domyśla się, że możesz ją zostawić - teraz jej matka płakała na dobre.
Zapadła chwila ciszy. Dziewczynka zacisnęła oczy nie chcąc, żeby po policzkach poleciały jej łzy. Po chwili usłyszała spokojny głos taty:
- Wrócę, na pewno.
Zamrugałam powiekami i usiadłam na materacu. Łóżko zaskrzypiało, kiedy przecierałam dłońmi twarz. Te wspomnienie było tak żywe, a także tak odległe. Uwielbiałam, kiedy tato śpiewał mi przed snem, ale nienawidziłam jak musiał wyjeżdżać. Czasami miałam mu ochotę powiedzieć, żeby rzucił pracę mechanika, ale nigdy nie odważyłam się tego zrobić. Dopiero, kiedy dorosłam, zdałam sobie sprawę z tego, że tak ciężko pracował, ponieważ musiał nas utrzymywać. Pamiętam jak zmęczony wracał po całym dniu pracy i padał na kanapę, by po chwili zasnąć.
Mimo wszytko, nigdy nie pokazywał przede mną, że dzieję się coś złego. Zawsze był uśmiechnięty i rozsiewał wokół siebie spokój i szczęście. Zazdrościłam mu pod wieloma względami. Z westchnięciem, opuściłam stopy na zimne panele i wstałam, odpychając się od łóżka. Założyłam na swoje ciało szlafrok i podeszłam do okna. Gwiazdy mieniły się na niebie, co wprawiło mnie w zachwyt. Oparłam się o parapet i obserwowałam jak liście wirują w powietrzu, tworząc najpiękniejszy z tańców. Gdzieś z daleka, dotarł do mnie szum wody, a rześkie powietrze otuliło moją twarz. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w dźwięki natury, które zawsze mnie uspokajały. Powoli ból związany ze stratą taty mnie opuszczał, ale jeszcze gdzieś w moim sercu było to nieprzyjemne uczucie. Nagle zapragnęłam zobaczyć tatę. Po cichu podeszłam do drzwi i wyszłam na korytarz.
Ponieważ nasza podłoga miała tendencje do skrzypienia, musiałam na paluszkach przejść do gabinetu ojca. Zamarzył sobie pewnego dnia o takim pokoju, ponieważ, powiedział, że nie ma dla niego miejsca w tym babskim domu. Gabinet nie wyróżniał się niczym , oprócz fikuśnej kanapy w kształcie rękawicy bokserskiej. Dalej nie rozumiałam o co w niej chodziło i dlaczego tato zawsze wszczynał awantury, kiedy mama chciała ją wyrzucić na śmietnik. Spójrzmy prawdzie w oczy - ta kanapa była okropna. Przy lewej ścianie znajdował się regał z książkami, albumami i różnymi dokumentami. Podeszłam do niego i sięgnęłam po album z mojego dzieciństwa.
Otworzyłam go i spojrzałam na pierwsze zdjęcie. Znajdowała się na niej moja mama, wraz ze mną w ramionach. Głowa taty wepchnęła się do kadru, a jego olśniewająco biały uśmiech, prawie mnie oślepił. Wyobrażałam sobie jak musiał być szczęśliwy. Następne zdjęcie przedstawiało mnie, stawiającą pierwsze kroki, natomiast kiedy przewróciłam na następną stronę, następne zdjęcie przedstawiało mnie w wieku dziewięciu lat, kiedy szczerząc się, siedziałam na pięknym czarnym koniu. Od dwóch lat posiadaliśmy w stajni silną klacz, potomka Betsy - czarnej klaczy ze zdjęcia. Nagle zapaliło się światło w korytarzu, a na ścianie pojawił się cień. Wstrzymałam oddech, kiedy jakaś ręka wsunęła się przez szparę w drzwiach i wymacała przycisk światła. Lampa na suficie rozbłysła, a jasne światło oblało gabinet. W drzwiach stanęła moja matka w swoim bawełnianym szlafroku do kolan.
- Co tu robisz? Jest dopiero czwarta na ranem - poskarżyła się.
Nie miałam pojęcia, która była godzina, a skrzywiony wyraz twarzy mamy, mówił że budzenie jej o tej porze było nie najlepszym pomysłem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Przyszłam pooglądać zdjęcia - wyznałam. Nie było sensu kłamać.
Mama spojrzała na mnie z politowaniem i machnęłam ręką.
- Idź do pokoju i daj mi spać - burknęła. Coś myślałam, że jak jutro zejdę na śniadanie, to drobna kobieta będzie we mnie rzucać nożami. - Myślałam, że to jakiś włamywacz chodzi mi po domu.
I już jej nie było.
Zachichotałam i odłożyłam album na miejsce.
Tak jak sobie zażyczyła, wróciłam do łóżka i przez chwilę przyglądałam się jak na niebie mienią się gwiazdy, lecz po kilku mrugnięciach powiekami zasnęłam.
Część, wreszcie udało mi się napisać nowy rozdział :) Mam nadzieję, że się wam spodoba. Na razie ode mnie to tyle i idę się uczyć. Na razie :)