Nos Woody'ego nie zmylił nas i po kilku minutach doszliśmy do wodospadu. Błękitna woda mieniła się w słońcu, racząc nas uspokajającym szumem. Uśmiechnięta podeszłam bliżej. Wyciągnęłam rękę by zatopić ją w wodzie. Odpryskała się od niej zmieniając kolor z błękitnej na złotą. Złota woda, złoty wodospad, a to ci dopiero!
- To wodospad Birdiam. Kraina Stingardev uważa je za bogactwo. Potrafi uzdrawiać, a także dawać śmierć i zniszczenia - odezwał się Woody za moimi plecami. Powoli odwróciłam się do niego z ociąganiem, zdejmując wzrok z niesamowitej wody.
- Woda zmienia się w złoto.
- Wow, mądra jesteś dziewczyno. A już myślałem, że normalni ludzie są durni jak... ludzie - Woody działam mi na nerwy, a jego głupie komentarze uderzały w moją dumę. - Dokładnie jest to płynne złoto, lecz nie dla wszystkich - mrugnął do mnie.
Westchnęłam. Już za nim nie nadążałam. Najpierw mi mówił okropne rzeczy, a potem ni z gruszki, ni z pietruszki zmieniał się w miłego i prawiącego komplementy lisa.
- Trzeba znaleźć szczelinę w skalnej ścianie - mruknął. - Zaraz po niej jest siedlisko Harrietty.
Puściłam go przodem. Nie chciałam zastanawiać się nad słowem siedlisko, ponieważ w jego ustach zabrzmiało to dość niepokojąco. Polarny lis powęszył przez chwilę, p czym kiwnął na mnie nosem. Bez słowa poszłam za nim. Woody wprowadził mnie pod skałę, gdzie musiałam się czołgać. Mój towarzysz był w tym lepszy i kiedy się wygrzebałam, miałam całe kolana w błocie, a moja sukienka rozerwała się na przodzie. Odgarnęłam włosy z tworzy i spojrzałam gniewnie na Woody'ego. On natomiast był czyściutki jak łza.
- Będziesz mnie jeszcze ciągnąć po błocie, czy wymyślisz coś oryginalnego?
Lis prychnął i podbiegł do małego jeziorka, który oddzielał drewnianą chatkę od nas. Obserwowałam drzwi, które otworzyły się na oścież, a na zewnątrz wyszła ubrana w beżową suknie postać. Kobieta uśmiechnęła się na nasz widok. Wokół jej oczu pojawiły się liczne zmarszczki, a wiatr rozwiał siwe włosy. Woody sprawnie i z gracją przeskoczył po kamieniach, wysuniętych z tafli wody i popędził prosto pod nogi kobiety. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i schyliła by podrapać go pod uchem. Mruczenie lisa słyszałam nawet z takiej odległości.
Ostrożnie przeszłam przez jeziorko, chociaż nie tak efektownie i pięknie jak mój towarzysz. Kobieta podniosła na mnie wzrok i oblało mnie przyjemne ciepło, które rozeszło się po moim ciele. Jej radosne oczy mnie pocieszyły i przyciągnęły do siebie.
- Witaj Dylan.
Jej głos był idealny. Jak na starszą panią miała miły i przyjemny ton głosu. Potrząsnęłam głową, wybudzając się z transu. Zmarszczyłam brwi.
- Skąd znasz moje imię? - spytałam, przyglądając się jej podejrzliwie.
Jej uśmiech poszerzył jeszcze i jeszcze bardziej.
- Po prostu.
Ughhh.
Była tak samo irytująca i tajemnicza co Woody. Użyła klasycznego wymignięcia się od odpowiedzi. Powstrzymałam w ustach parsknięcie.
- Miło cię poznać, Harrietto - powiedziałam grzecznie. Nie chciałam by pomyślała, że nie mam manier. Zaprosiła nas do swojej chatki. Kolorowe amulety i zapach różnych ziół królował w środku. Woody rozsiadł się na krwistoczerwonym dywanie i pomachał radośnie ogonem. Harrietta wskazała mi krzesło bym usiadła. Zrobiłam to i jeszcze raz się rozglądnęłam.
- Całkiem tu... nastrojowo - wymamrotałam.
Cóż, to była prawda. Na środku stał kocioł, a do tego upiorne maski na ścianach sprawiły, że czułam się jakbym była w domu czarownicy. Harrietta jakby czytając mi w myślach, zaśmiała się i poklepała mnie po dłoni. Wydawała się sympatyczną, straszą kobietą, ale z własnego doświadczenia wiedziałam, że nie warto ufać miłym uśmiechom, ponieważ mogą się zmienić w ostre i niebezpieczne kły.
- A więc szukasz swojego ojca? - spytała spokojnie, rozsiadając się na swoim krześle.
Uniosłam rozbawiona brwi.
- Tak i to pewnie też wiesz, tak po prostu.
- Hm, właściwie to tak - podrapała się po brodzie, udając zamyśloną.
Woody w kącie parsknął i zakopał nos w futrze. Kobieta klasnęła w dłonie i przetarła nimi twarz.
- Dziecinko. mam pewien pomysł. Sama nie mogę cię zaprowadzić do twojego ojca, ale... - przerwała, patrząc na mnie wymownie. Wreszcie westchnęła i dokończyła - ... Kiernan myślę, że może ci pomóc.
Woody otworzył oczy i spojrzał gniewnie na Harriette. Jego nastawienie w mgnieniu oka zmieniło się. Prychnął i ociężale podniósł się.
- Myślisz, że mógłby nam pomóc. A raczej jej. Przecież jego jedyne hobby to przebywanie w burdelach i karczmach, upicie się do nieprzytomności i wszczynanie bójek na okrągło, tak dla zabawy. Takkk, na pewno będzie skoty nam pomóc. - jeszcze raz prychnął, trącając moją dłoń nosem. Moje kąciki ust podniosły się i delikatnie pogłaskały go po grzbiecie.
- Kiernan ma u mnie przysługę...
- No to jeżeli mówisz, że on może nas zaprowadzić do mojego ojca, to jestem w stanie stawić temu pijakowi czoła i prosić o pomoc.
Harrietta uśmiechnęła się wesoło i podeszła do regału. Kiedy sięgnęła po coś, powiedziała:
- Kiernan to naprawdę fajny chłopak, nie zwracaj uwagi na opinię tego siwiejącego lisa.
- Ja nie siwieję! Jestem lisem polarnym! - wrzasnął zbulwersowany Woody.
Zaśmiałam się i poklepałam go po pyszczku. Harrietta powróciła ze starą, poszarpaną i zżółkniętą mapą.
- Musisz mnie teraz uważnie posłuchać, bo nie będę drugi raz powtarzać - Harrietta zmieniła wyraz twarzy na poważny i zaczęłam powoli się bać jej zmian nastroju. Normalnie jak Woody!
Pokiwałam głową i słuchałam jak obwieszczała mi gdzie i kiedy można spotkać tego całego Kiernana.